Szantologia w pigułce - Czyli o szantach jeszcze inaczej

Szantologia w pigułce - Czyli o szantach jeszcze inaczej

Szanty – zespołowe pieśni pracy na dawnych pokładach. Miały dodawać energii i mobilizować do
wysiłku w czasie wyczerpującej, powtarzalnej roboty na pokładzie, w ciągu często wielomiesięcznej
żeglugi. Miały wpadać w ucho i zostawać w pamięci i w głowie. Szanty łamały nudę i monotonię życia i pracy przy linach, pompach i kabestanach, rozbawiały,inspirowały, ale przede wszystkim ułatwiały codzienną ciężką, fizyczną pracę na pokładzie, w czym główną rolę odgrywał rytm. Kiedy konieczny był jeszcze jeden wysiłek omdlałych rąk, jeszcze jedno szarpnięcie liny, szybsze tempo pracy, sygnał, w którym momencie jednocześnie, wraz z innymi, pociągnąć, naprzeć, szarpnąć, wybrać – szanta była bezcenna. Nie na darmo mówiło się „na dźwięk dobrej szanty ręce same szukają liny”. A “dobry szantymen był wart dziesięciu ludzi przy linie”...

Gdyby pokusić się o najprostszą systematykę – na pokładzie żaglowca były dwa rodzaje fizycznej pracy – wybieranie i napieranie (pociąganie i pchanie, używając języka “szczurów lądowych”). I tak też
dzieliły się szanty. Te ciągane towarzyszyły podnoszeniu lub zrzucaniu żagli, a te pchane brzmiały przy
kabestanie i windach kotwicznych, podczas wybierania kotwicy lub podnoszeniu ciężkiego ładunku.
Była rówież trzecia kategoria pieśni pokładowych, nie związana z pracą, a nielicznym czasem
wolnym – tak zwane pieśni kubryku, miejscu “przed masztem” (w części dziobowej żaglowca), gdzie
szara załoga spała, jadła i wypoczywała. Wolne, spokojne, w charakterze ballad pieśni te, zwane też
“forebitters”, wyrażały tęskontę za domem, za ukochaną, dramat śmierci lub żal za utraconymi
przyjaciółmi.

Apogeum rozwoju szant - marynarskiich pieśni pracy - przypada na XIX-wieczną epokę wielkich
żagli, głównie we flocie handlowej. Co było powodem? Czterdziestolecie konfliktów, począwszy od walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych (od 1775 r.), a skończywszy na wojnach napoleońskich zamieniło Atlantyk w teatr wojen od wschodnich wybrzeży Ameryli Północnej po większą część Europy. Klęska Napoleona pod Waterloo w 1815 r. zmieniła tą sytuację. Atlantyk otworzył się na handel i podróże, zrodziła się potrzeba szybszych, oceanicznych przelotów, a to wywołało rewolucję konstrukcyjną – pojawiły się nowe statki, klipry - trzymasztowe pelnorejowce o smukłych liniach kadłuba i nawet 6-ciu piętrach żagli, prowadzone przez znakomitych kapitanów. Żaglowce stawały się większe, pływały częściej, ale liczebność załóg pozostawała ta sama. Co oznaczało więcej godzin pracy, cięższej pokładowej roboty i w o wiele gorszych warukach. Szanty, jako swoiste narzędzie pracy miały uczynić życie na pokładzie bardziej znośnym. Słowo i termin “szanta” (ang. shanty) zaistniało w całej pełni ok. połowy XIX wieku. Wymawiane jako “chanty” lub “chantey” (zwłaszcza w USA) wzięło się prawdopodobnie od francuskigo chanter (śpiewać), chociaż już w średniowiecznej Angli używano słowa chant (jako pieśń, piosenka).

Szanty śpiewano na pokładach statków handlowych i na packetach (statkach pocztowych),
pływających przez Atlantyk z i do Europy, a potem dalej, wokół Przylądka Horn, ku zachodnim brzegom
obu Ameryk. Żaglowce woziły towary, płody rolne, saletrę i poszukiwaczy złota, szukających lepszej
przyszlości w Nowym Świecie. Poza nielicznymi wyjątkami, szant nie śpiewały załogi ani w Royal ani w
US Navy, gdzie obowiązywał zupełnie inny system sygnałów, kodów i rozkazów.
Początek XX w;. to koniec epoki drewnianych kadlubów; zbliżał się wiek pary, żelaza i stali. Siła
mięśni nie była już potrzebna i szanty zniknęły. Od zapomnienia uratowali je pasjonaci i folkmani, tacy
jak Cecil Sharp, Joanna Colcord, Captain Whall, a zwłaszcza Ostatni Shantymen – Stan Hugill. Dzięki
nim zachowały się teksty, komentarze, zapisy nutowe i pierwsze nagrania.

Szanty nie były przeznaczone dla grzecznych panienek. Odbijał się w nich czas, w którym powstały.
Życie na pokładzie było trudne, niekiedy brutalne, często krótkie i o tym śpiewali żeglarze z kliprów i
windjammerów. Śpiewali o sobie. Natomiast od strony muzycznej szanty przypominały pieśni typu “call
and response” (pytanie - odpowiedź), które niewolnicy afrykańcy przynieśli do Nowego Świata (chociaż
ta forma muzyki była znana już w Średniowieczu,, szczególnie w rytuałach religijnych). Stąd podział w
szantach na partie szantymena i chóralne odpowiedzi w refrenach pracującej załogi.
Z racji międzynarodowego składu załóg pieśni dawnego pokładu to również swoista mieszanka
motywów, brzmień i harmonii z różnych regionów świata. W swej istocie szanty to muzyka ludowa, w
którj pobrzmiewają pieśni, piosenki i przyśpiewki znane na lądzie, i śpiewane od kołyski.
A wracając jeszcze do słów – były nader często frywolne, pełne wycieczek osobistych, seksualnych
podtekstów, wulgaryzmów nawet – w myśl zasady, że zakląć słucznie i w porę to znakomity wentyl
bezpieczeństwa, niwelujący strach, zmęczenie, niewygodę i napięcie psychiczne. Czego na pokładzie nie brakowało. Co można zrozumieć i wybaczyć.

Wart podkreślenia jest również fakt, że nie ma i nie było oryginalnej wersji jakiejś szanty. Śpiewana
przy kabestanie, po zmianie rytmu, a nawet słów nadawała się do pracy przy falach lub pompach albo
stawałą się w pieśnią kubryku. Do tej samej melodii powstawały nowe zwrotki, często improwizowane, w zależności od “bieżącej sytuacji pokładowej”, przebiegu rejsu czy portu przeznaczenia. I być może ta
właśnie cecha, ta swoista “przystosowawczość” i elastyczność wyjaśnia ciągłą popularność szant we
współczesnym, muzycznym świecie. Powtarzalny rytm, chwytliwe, wpadające w ucho linie melodyczne
wpływają i dzisiaj na twórczość wielu muzyków i zespołów, od Beatlesów po The Pogues. Tacy
wykonawcy jak Sting, Bob Dylan, Ewan MacCall, A.L. Loyd, The Chieftains – wszyscy nagrywali
wlasne wersje znanych szant. Nie wspominając o Fisherman's Friends, the London Sea Shanty Collective, the Longest Johns i dziesiątków (jeśli nie setek) im podobnych w Anglii i na całym świecie.
A ścieżki dźwiekowe i filmowe motywy przewodnie? Wystarczy wspomnieć chociażby “Czas próby”, “Szczęki”,

“Pan i władca. Na krańcu świata”, “Titanic”, “Bob Kanciastoporty”, “Bohaterowie morza”, “Teoia
Wielkiego Podrywu”, “Moby Dick”... Szanty pojawiły się nawet w grach komputerowch Assasin's Creed.
Rytm, energia, radość i siła. I krzepiący, dający nadzieję duch wspólnego, ludzkiego wysiłku - to
niosą w sobie szanty, pokładowe pieśni pracy conradowskiego pokolenia marynarzy i ludzi morza.
Na dzisiejsze i przyszłe czasy. “Na psy zejdzie cały ten świat, kiedy już nie zaśpiewa nikt jak Szantymen” Oby nie. Więc śpiewajmy!


*Na podstawieThe Lyrics and Histry of Sailor Songs. Karen Dolby.

Powrót do blogu